środa, 9 kwietnia 2014

Fenomen miłości


„Zakochanym powinno się zabronić siadania za kierownicą i obsługiwania urządzeń mechanicznych. Bo omnis amans amens  - każdy zakochany jest szaleńcem. Z literatury i filmów wiadomo, że zakochani bohaterowie romansów tracą rozsądek, czasem popadają w szaleństwo. Nie tylko oni. Również zwykli ludzie ugodzeni strzałą kupidyna zdradzają objawy niezrównoważenia psychicznego.”

Zakochanie, boski stan euforii, uczucie szczęścia i lekkości. Wszystko jest piękne i jakby lepsze niż było. Zakochanie odbieramy pozytywnie, gdy obiekt uczuć jest blisko i zaspokaja nasze potrzeby emocjonalne. Co jednak gdy tak nie jest? Czasem wystarczy uświadomić sobie kilka faktów by porzucić stan beznadziei. 


Jonathan Haidt, psycholog  z University of Virginia, radzi swoim studentom, by jeśli są zakochani, czytali to, co o miłości piszą poeci. Jeśli nie są zakochani, lepiej, żeby zobaczyli co o miłości piszą psychologowie. A jeśli ktoś właśnie odrzucił ich miłość, pozostają im wypowiedzi filozofów ( filozofowie nienawidzą miłości romantycznej, nie mogą się bowiem pogodzić, z jej irracjonalnym charakterem).

Ja osobiście, polecam jednak każdemu, zainteresować się, co powoduje tą niezrozumianą euforię w ich mózgu. To ważne, ze względu na to, że pod wpływem chemii podejmujemy często bardzo ważne życiowe decyzje.

Zakochanie –  specyficzny stan chemiczny mózgu
Czym zatem jest zakochanie? To podwyższony poziom dopaminy i noradrenaliny, przy jednoczesnym  spadku serotoniny. Dopamina winna jest naszej euforii, to jej obecności zawdzięczamy też przypływ energii. Noradrenalina natomiast powoduje szybsze bicie serca, poszerzenie się źrenic, pozytywne pobudzenie i napięcie. Do grupy tych hormonów nie pasuje zatem serotonina – jest związana z uczuciem spokoju i stabilności oraz dłuższego zadowolenia. Hormon ten powoduje, że chcemy pozostać w długich związkach. Dzięki niej możliwa jest miłość tzw. przyjacielska. Nie ma nic wspólnego z szaleńczym charakterem wcześniej wymienionych hormonów.

Donatella Maraziti, postanowiła głębiej przyrzeć się owemu stanu zakochania. Badanych podzieliła na trzy grupy 1 – cierpiący na nerwicę natręctw 2- zakochani 3 – grupa kontrolna. Co prawda z jej badań wynikało, iż jednoznacznie nie można stwierdzić za pomocą analizy obrazu mózgu czy ktoś jest  zakochany, czy też nie, jednak grupa kontrolna różniła się wyraźnie od pozostałych. Osoby z nerwicą natręctw oraz zakochane, nie różniły się od siebie. Martazzi stwierdziła iż osoby zakochane, nie mogą zostać uznane za zdrowe, z punktu widzenia norm zdrowia psychicznego. 

Bardziej optymistyczne sa natomiast twierdzenia Helen Fisher, która również prowadziła wiele badań nad stanem zakochania. Uznała potrzebę zakochania, równie ważną jak inne potrzeby BIOLOGICZNE, przyrównując ją do głodu, pragnienia czy ochoty na seks. Z tej strony patrząc, należy zauważyć, że zdolność do ‘popadania’ w zakochanie jest oznaką zdrowia psychicznego.


Więcej faktów
  •  Fisher nie odkryła w mózgach ani kobiet, ani mężczyzn żadnego ośrodka stałości i wierności co oznacza iż miłość romantyczna, żądza i miłość przyjacielska może dotyczyć trzech zupełnie innych osób;
  •   Zakochanie przemija po około roku;
  •   Są dwa stanowiska psychologów co do tego, czy zakochać można się tak samo mocno wiele razy. Jedni uważają, że po pewnym czasie od jednego zakochania, mózg odzyskuje zdolność do miłości romantycznej po raz kolejny. Inni zaś twierdzą iż mózg przyzwyczaja się z czasem do owej chemii, co kolejne zakochania czyni już co raz słabszymi. Zgodni są jednak co do tego, iż wyjątkowo mocno w jednej osobie można zakochać się tylko raz.
  •  Są też ludzie, których mózgi nie wykazują zdolności do zakochania się!


Celem mojego artykułu nie jest bynajmniej potępienie miłości czy też skrajne znegatywizowanie jej. Istnieje bowiem wiele pozytywnych faktów. Badacze odkryli sposoby na podtrzymanie zainteresowania w związku. Mowa tu o zaskakiwaniu się, rozwijaniu i zmienianiu – pozwalając partnerowi poznawać się na nowo, pozyskujemy jego uwagę na nowo. Wydaje mi się jednak ważnym być świadomym siebie. W tym wypadku naszej biologii. Racjonalizacja pomaga. Pomaga podejmować decyzje. Pomaga wydostać się z depresjii pozwiązkowej. Pokazuje coś co wydawało nam się znane w sposób zupełnie inny. Fantastycznie jest kiedy znajdujemy osobę, w której nie tylko jesteśmy zakochani, ale też dobrze się układa. Jeśli pasuje ona do nas i naszego stylu życia. Wtedy romantyczna miłość staje się motorem napędowym. Motorem, który nie prowadzi związku do zagłady, a do stabilizacji. Jednak gdy coś jest nie tak, może warto popatrzeć na to jak na narkotyk? Dać sobie czas na odwyk.. I wyciągnąć wnioski?

Oczywiście nie sądzę by uświadomienie chorego psychicznie, że jest chory miało mu pomóc wyjść z choroby. Jednak tam gdzie świadomość ZACZYNA się zmiana.

Na podstawie artykułu dr Wiesława Baryły

K.