fot. Paweł Szalak |
Kiedyś zarzuciłam mojemu (byłemu już) chłopakowi, że żyjemy obok siebie a nie ze sobą – nie mając na myśli kwestii praktycznej dotyczącej mieszkania czy też przebywania ze sobą. Chodziło mi o mentalną zależność. Pisząc pracę dyplomową musiałam studiować przedmiot jakim była metodologia badań, zainspirowała mnie tam definicja pojęcia „związku” – może istnieć pomiędzy dwoma zjawiskami (…) mówimy, że są między sobą powiązane, jeśli zmiany wartości jednej zmiennej, powodują systematyczne zmiany drugiej”.
Na moje zarzuty otrzymałam odpowiedź iż „są różne związki”.
Zastanawiając się nad tym, pomyślałam, że na pewno, związków tyle co ludzi, a
każdy zapewne jest nieco inny. Jednak są w życiu pewne prawidłowości niezmienne,
a przynajmniej powinny być. Wydaje mi
się, że problem polega na tym, że zmienia się nazewnictwo, po to by w razie
potrzeby złagodzić, wzmocnić lub pominąć pewne fakty.
Dajmy na to, jest dwoje ludzi, których łączy dobra zabawa,
przyjemny sex, czas który spędzają
doraźnie razem – daje im to satysfakcje. Z czasem regularność ich kontaktu
nadaje relacji już jakieś znaczenie, więc nie można przejść obojętnie obok
pytania „kim dla siebie jesteśmy?”.
Aktualnie co raz modniejsza staje się niezależność, zarówno ekonomiczna jak i
emocjonalna – w związku z czym wielu ludzi potrafi wprost nazwać rzeczy po
imieniu, czyli w tym wypadku – układem.
Są jednak tacy, którzy świadomie bądź też nie (z wielu możliwych
powodów) wprowadzają siebie i drugą stronę w błąd nadając tej relacji rangę
związku. Jakim cudem w ogóle powstał w naszym nazewnictwie taki twór jak
„związek bez zobowiązań” ?! Przecież to się zupełnie wyklucza!
Lekkość z jaką traktujemy relacje międzyludzkie mnie
przeraża, coraz częściej jawnie balansujemy na granicy dobrego smaku, albo po
prostu, najzwyczajniej bycia w porządku. Robią to zarówno kobiety jak i mężczyźni. Im starsi tym gorsi. Nie chodzi
mi oczywiście o to, by realizować zaściankowe schematy (które w sumie i tak,
realizowane wcale nie były, choć należało tak utrzymywać) polegające na 2
letnim chodzeniu za rękę – potem rok narzeczeństwa i ślub i seks – i dopiero
wtedy że kocham (bo w sumie teraz to już muszę). Nie jestem nawet przeciwna
spontanicznemu wyznawaniu miłości – bo czemu nie, skoro czujemy, że tak jest?
Gorszy mnie po prostu sposób wyrafinowanego postępowania z ludźmi celem …
czasem nawet celu nie ma.
Miłość dla każdego jest czymś innym, dla niektórych nigdy
nie będzie osiągalna, innym za to bliższa. Czasem daje szczęście, czasem rani.
Zazwyczaj jest wymagająca, lecz próbujących ją określić było wielu, ja zmierzam
do tego jednak, czym w moim przekonaniu powinien być związek. Powinien być
przeciwieństwem samotności. Możliwość czerpania bezwarunkowego wsparcia, bez
względu na okoliczności. Wielki pakiet zaufania dający poczucie bezpieczeństwa
i świadomość, że mogę odważyć się na krok do przodu w życiu, bo jeśli nawet
pójdzie coś nie tak, to nie upadnę, bo on/ona mnie złapie i postawi do pionu
bym mogła/mógł próbować drugi raz. Związek jest wtedy, gdy wiem, że bez względu
na to gdzie jestem i co robię gdzieś na świecie druga osoba myśli o mnie i
czuje się za mnie i moje uczucia odpowiedzialna. T a osoba nie może stać
obojętnie gdy ja płaczę, ona nie powinna nawet beznamiętnie udzielać pozornego
wsparcia – bo to ciągłe stanie obok a nie „razem”.
W szczęśliwej relacji, powinieneś odczuwać więcej radości z
dawania, niż brania – mając świadomość, że dając – możesz dostać jeszcze więcej.
Odnosząc się do naukowej definicji związku – gdy ja staję się radosna zmiana
nadchodzi też w Tobie – gdy smutna – sukcesywnie mniej szczęśliwy stajesz się
Ty – nie dlatego, że Tobie się nie powiodło – a dlatego, że źle jest temu komuś
najważniejszemu! Jak więc możesz być obok ?! Związek, to efekt pracy dwojga ludzi nad ich
wspólnym dobrem, które postanowili tworzyć
ze względu na swą wyjątkowość. Związków nie powinni tworzyć ludzie
nieodpowiedzialni (!) gdyż konsekwencji, już nigdy nie będą ponosić sami. Bycie
w związku – to bycie partnerem 24h na dobę.
Niezależność i egoizm są skrajnym zaprzeczeniem związku! Nie
chodzi o to, że są złe! Single przecież, podejmują decyzję o byciu samemu nie
bez powodu . Warto by było jednak zastanowić co i na czym budujemy, by wybrać
właściwy fundament, który nie zawiedzie.