piątek, 30 maja 2014

Świat zawalił mi się już jakieś 50 razy




Kilka razy w dzieciństwie. Potem, jak miałam 16 lat zerwał ze mną pierwszy chłopak (po 5 miesiącach chodzenia). Potem była wielka miłość i zawalił się po raz kolejny. Tu zdrada, tam oszustwo. Później były wielkie nadzieje na duże zmiany. A tu znów pech, tu zły wybór, tam chwila zapomnienia. No i przyjaciel, kiedy zawiódł przyjaciel, świat na chwilę zamarł. Ale okazało się, że kiedy szala się przeleje, świat przestaje się zawalać. 


Może na tym polega dorosłość? Na tym, że coś strasznego, nie jest już wcale straszne. Jest do przeżycia, do zaakceptowania. Wiesz już, że nawet jak będziesz tupać nogą i obrażać się na wszystko i wszystkich dookoła, nic i tak się nie zmieni. Chociaż nie, zmieni, ale nie tak jak byś tego chciał.

Czy ta dorosłość nie wiąże się aby z utratą wrażliwości? Empatii, przeżywania, zaangażowania? Wydaje się, że właśnie tak jest. A nawet jeśli zachowujemy jakąś partię wrażliwości, co by pozostać człowiekiem, to wracamy do niej w jakiś dziwny sposób, najczęściej zamykając się w sobie. Dorosłość wymaga zaciskania zębów. Przeżywania bólu, rozpaczy, powstawania by iść na przód, dalej, pomimo.

No i wszystko byłoby ok gdyby...gdyby nie było w życiu wielu sytuacji, w których potrzebujemy wrażliwości. Na przykład po to, by aktywnie w pełni przeżywać radość. Po to, by widzieć w drugim człowieku coś co sprawia, że warto mu zaufać. Czasem naiwinie, jak dziecko.

Jak świat zawali się 50 razy to można już nie mieć sił na wrażliwość. Na znoszenie jej konsekwencji. Na podejmowanie ciągłych wyzwań, w które angażujemy się całym sobą. Łapie się dystans. Dystans dzielący nas w takim samym stopniu od tego co niebezpieczne, jak i od tego co dobre. I kiedy zastanawiamy się czy zrobić krok, czy może już, albo jeszcze nie, czy warto.. czas ucieka, czas na przeżywanie, ufanie, kochanie.  

Ta ‘rozprawka’ nie ma odpowiedzi. Raczej pozostaje do rozstrzygnięcia w każdym z nas. To, co jednak wydaje się być faktem obiektywnym, to to, że lepiej ponieść klęskę, mając przez jakiś czas nadzieję, niż z poczuciem nieuchronnej klęski przeżyć całe życie. Z pewnością, ciężkie życie.