Kilka razy w dzieciństwie. Potem, jak miałam 16 lat zerwał ze
mną pierwszy chłopak (po 5 miesiącach chodzenia). Potem była wielka miłość i
zawalił się po raz kolejny. Tu zdrada, tam oszustwo. Później były wielkie
nadzieje na duże zmiany. A tu znów pech, tu zły wybór, tam chwila zapomnienia. No
i przyjaciel, kiedy zawiódł przyjaciel, świat na chwilę zamarł. Ale okazało
się, że kiedy szala się przeleje, świat przestaje się zawalać.
Może na tym polega dorosłość? Na tym, że coś strasznego, nie jest już wcale straszne. Jest do przeżycia, do zaakceptowania. Wiesz już, że nawet jak będziesz tupać nogą i obrażać się na wszystko i wszystkich dookoła, nic i tak się nie zmieni. Chociaż nie, zmieni, ale nie tak jak byś tego chciał.
Czy ta dorosłość nie wiąże się aby z utratą wrażliwości?
Empatii, przeżywania, zaangażowania? Wydaje się, że właśnie tak jest. A nawet
jeśli zachowujemy jakąś partię wrażliwości, co by pozostać człowiekiem, to
wracamy do niej w jakiś dziwny sposób, najczęściej zamykając się w sobie.
Dorosłość wymaga zaciskania zębów. Przeżywania bólu, rozpaczy, powstawania by iść na przód, dalej, pomimo.
No i wszystko byłoby ok gdyby...gdyby nie było w życiu wielu
sytuacji, w których potrzebujemy wrażliwości. Na przykład po to, by aktywnie w
pełni przeżywać radość. Po to, by widzieć w drugim człowieku coś co sprawia, że
warto mu zaufać. Czasem naiwinie, jak dziecko.
Jak świat zawali się 50 razy to można już nie mieć sił na
wrażliwość. Na znoszenie jej konsekwencji. Na podejmowanie ciągłych wyzwań, w
które angażujemy się całym sobą. Łapie się dystans. Dystans dzielący nas w
takim samym stopniu od tego co niebezpieczne, jak i od tego co dobre. I kiedy
zastanawiamy się czy zrobić krok, czy może już, albo jeszcze nie, czy warto..
czas ucieka, czas na przeżywanie, ufanie, kochanie.
Ta ‘rozprawka’ nie ma odpowiedzi. Raczej pozostaje do
rozstrzygnięcia w każdym z nas. To, co jednak wydaje się być faktem
obiektywnym, to to, że lepiej ponieść klęskę, mając przez jakiś czas nadzieję,
niż z poczuciem nieuchronnej klęski przeżyć całe życie. Z pewnością, ciężkie
życie.