środa, 20 maja 2015

Męskość w XXI w.

Jak jest wszyscy widzą, tradycyjna wizja mężczyzny – silnego, dominującego, chodzącego testosteronu odchodzi do lamusa. Mężczyźni są teraz ładni, zgrabni i powabni. Pachną, depilują, ubierają korzystne zestawienia kolorystyczne. Przez chwilę dało się zauważyć nieudolną próbę powrotu do bardziej tradycyjnej wersji- look ‘Drwala’. Nie na długo, bo chwilę potem widzę nagminnie noszone kucyki samurajskie. I tyle Drwala widziano. Nie o modzie jednak ma tu być. Moda to przecież tylko efekt.

Pomimo, że mężczyźni nam łagodnieją – niektórzy powiedzieliby, że babieją – to gdzieś ciągle tkwi w ludziach przekonanie, że facet to płakać nie powinien. A jeśli już, to w samotności. Nikt ma się o tym nie dowiedzieć, a już broń Boże jego kobieta. Facet ma być niezłamany, raczej milczący w kwestii  swoich emocji, raczej niedostępny. Z drugiej jednak strony świadomość społeczeństwa wzrasta i nawet samiec alfa już zaczyna mówić  co mu w duszy gra. I póki co, efekt tego jest taki, że słyszę jak zaczyna mówić, że tak na prawdę to nie powinien mówić, ale.... ale powiedział. Z trzeciej strony, duża część mężczyzn nadal chciałaby czerpać benefity z owej dominacji, więc pozwalają oni hasać swemu testosteronowi w oczekiwaniu na uległość płci pięknej (swoją drogą, to tu też możnaby polemizować, która teraz jest piękniejsza. O ile w ogóle któraś jest). Noi oto mamy czasy jakiejś schizofrenii płci. To oczywiście dotyczy także kobiet, jednak skupiając się na mężczyznach, chcę wyłożyć tu jaki widzę problem warty przemyślenia.

Sądzę, że to Szanownym Panom, w dzisiejszych czasach coraz trudniej jest stworzyć dobrze funkcjonującą relację z kobietą. Ba! Teraz mamy takie oczekiwania, że ta relacja ma funkcjonować! Bo kiedyś to wystarczyło się pobrać i już po wszystkim. Było jak było, lepiej czy gorzej – często gorzej.  Ale nikt tych facetów po psychoanalitykach nie ciągał, żeby nauczyli się rozumieć i w sposób przyjazny wyrażać swoje emocje. Było jak było. A teraz? Mamy czas poemancypacyjne. Kobiety na rynku pracy, kobiety niezależne ekonomicznie, aktywne zawodowo, zaradne życiowo. Dobrze wyglądają, dobrze się ze sobą czują – jak jeden nie doceni, to inny. Nie ma problemu, łaski nie robi.  No więc mężczyzna pozostaje totalnie bezradny. Albo przynajmniej skołowany. Czego my wgle od niego chcemy? Ma być męski – ale co to znaczy? Ma być silny? Bogaty? Czy to już może zbędne? Okej, kasy nigdy za wiele.. Z jednej strony ma być FACETEM, z drugiej ma być MISIEM. Ma dbać o wygląd, ale niech tylko spróbuje dłużej siedzieć w łazience niż my.. wtedy to już pada homofobiczne określenie, że GEJ. No i oto dochodzi do tego, że mnie kumpel pyta, czy pachy to musi wydepilować, czy wystarczy jak przytnie nadmierne owłosienie – bo żeby nie robić, z tym nic to takiej opcji już wgle nie ma. Totalny dezorient. 

A więc sytuacja jest taka, że trochę Zachodu już do nas przyszło, Polak już coraz rzadziej dobiera skarpetki do sandałków, a jak nosi wąsy to już totalnie świadomie – alternatywnie, a nie dlatego, że jest niemodym Władkiem. Jak żonka nie zrobi śniadanka, to sam sobie ogarnie, nawet obiad jakiś ambitny odczyni, generalnie da radę. Jak się problemy w komunikacji pojawiają, to przeczyta podsunięty przez świadomą kobietę adekwatny poradnik. Zmiany zachodzą. Ciężko stwierdzić w jakim ostatecznie kierunku to idzie, ale na pewno w tym samym co cywilizacja. Tylko, że my Polacy, nie do końca jesteśmy prozachodni, czujemy, że tradycyjne myślenie ideologiczne o roli mężczyzny i kobiety ma sens, że nie powinniśmy zupełnie ulegać pod ciężarem relatywizmu płci. 

Nie było więc chyba trudniejszych czasów dla facetów, jeśli chodzi o wywiązanie się z roli. Z roli, która obecnie jest nieokreślona. Nigdy nie było trudniej być partnerem. Zaimponować kobiecie. Spełnić jej oczekiwania. Uważam, że nie chodzi tu o to, by dążyć do złotego środka wybierając sobie coś z zachodu, coś ze wschodu, połączyć ideologie. Tego się zrobić nie da. Trzeba postawić po prostu na coś innego. Należy zweryfikować męskie przymioty, pojęcie męskości i w końcu jasno określić, czego tak na prawdę chcemy. Z biegnącym czasem oczywiście samo się to wyklaruje, a może jeszcze szybciej zmieni. Ale myślę, że co bystrzejsi mają szansę z odrobiną wysiłku już teraz rozwikłać ten dylemat.

 My kobiety chcemy teraz mężczyzny, który będzie męski, ale na inny sposób niż pojmują to nasze babcie. Pasujący do rzeczywistości. Tak jak dla kobiet wyzwaniem jest stawić czoła różnym trudnościom związanym z wejściem na rynek pracy, tak i mężczyźni muszą poradzić sobie ze zmianami w relacjach. Już nie chodzi o Wasze pieniądze, bo same możemy je zarobić. Nie chodzi o samochody, bo większość z nas samochód ma. Musicie.. rozwijać się emocjonalnie :) być wsparciem, rozmawiać, w cywilizowany sposób rozwiązywać konflikty, przytulić, pocieszyć. Drodzy Panowie, Wasza męskość ma polegać na SILE SPOKOJU. Czyli  opanowaniu, wyważeniu, chłodnym kalkulowaniu i ogarnięciu kobiecych, często nadmiernych emocji. Nie możecie już liczyć na to, że kobieta spolegliwie zaakceptuje, bo już nie musi. Nadal potrzebujemy byście byli silnym oparciem. Ale już zupełnie w innej formie. 

Nasze role płciowe nieco się zmodyfikowały. I chyba dobrze. Daje to nam duże pole do działania, więcej wolności. Ale zamiast przejmować swoje role, może należałoby poszukać innej, zmodyfikowanej drogi, która pozwoli nadal uznać, że jednak różnimy się od siebie i należy to wykorzystać. 

Ale tak btw. To to selfie w windzie... to na prawdę nie jest dobry kierunek ;)

Pozdrawiam wszystkich Mężczyzn (szczególnie tych wyważonych i spokojnych: ) kocham Was, na prawdę, bywa z Wami ciężko, ale żyć bez Was nie idzie :)

Na koniec dialog z realnej sytuacji, którą
miałam przyjemność przeprowadzić całkiem no, powiedzmy nie tak dawno z moją osobistą babcią :

Babcia : (...) To już i z tym zerwałaś?!
Ja : No tak no, tak wyszło..
B: Ale dlaczego? Bogaty był?
Ja : No w sumie był.
B : Wyględny był ? [czyt. Przystojny]
Ja : No był.
B: NO TO O CO CHODZI?
Ja: No Babciu, no niedobry był.
B: < klasyczna mina wtf>
End of story.


środa, 1 kwietnia 2015

Być wolnym, znaczy pozwolić być wolnym

Jest taka tendencja w ludziach, do niustannego zaznaczania swojej obecności w życiu innych. Oczywiście dotyczy ona głównie tych ludzi, którzy nie wyknonali nad swoją świadomością żadnej pracy. Co oznacza – dużej grupy błądzących.

 
Nie potrafimy spoglądać w lustro i patrzeć na siebie bez zakodowanych w naszej podświadomości mechanizmów autowaloryzacji. Często ten nasz selfproblem jest związany z brakiem wiary we własną od niczego (nikogo) niezależną wartość. Często chcemy podbudować siebie poprzez obecność innych w naszym życiu. Zależy nam. Bez przerwy, na wszystkim (wszystkich) nam zależy. Jakże rzadką umiejętnością jest życie z samym sobą..

Antoni de Mello w Przebudzeniu docenia wartość niezależności, pokazując jej bezpośrednią korelcję z miłością. Na początku wydaje się to być nieco kontrowersyjne, ale warto zrozumieć sens. I tak oto czytamy:



"(...) I tego właśnie dotyczy przebudzenie. Z tego też powodu jesteśmy zahipnotyzowani, odmóżdżeni, śpimy. To straszne pytanie, ale czy możesz twierdzić, że mnie kochasz, jeśli jesteś do mnie przyklejony i nie pozwalasz mi odejść? Jeśli nie pozwalasz mi być sobą? Czy możesz twierdzić, że mnie kochasz, jeśli to ty potrzebujesz mnie psychicznie i emocjonalnie, by być szczęśliwym? Ta iluzja pryska jak bańka mydlana w obliczu uniwersalnej nauki wszelkich Świętych Ksiąg, wszystkich religii, wszelkiej mistyki. Jak mogło do tego dojść, że przez tyle lat nam to umykało? – pytam siebie wciąż na nowo. Jak to się stało, że tego nie dostrzegałem?"

We wszelkiego rodzaju kłótniach, konfliktach w jakich uczestniczyłam, bądź obserwowałam, wszędzie tam widoczne było silne pragnienie zależności. <<Kłócę się z Tobą, bo się z Tobą nie zgadzam, a musimy się zgadzać (ktoś musi zdominować kogoś) żeby razem trwać>> Wszędzie nacisk na to, by uczynić wszystko, aby nasza relacja była zgodna, szczęśliwa i trwała. Ale co jeśli okazuje się, że aby być szczęśliwa wcale nie może być zgodna? I czy w ogóle powinna być trwała? Dlaczego od życia (ludzi) oczekujemy pewności, że wszystko będzie stabilne, niezmienne? Dlaczego wciąż, tak trudno zaakcpetować, że życie to tak na prawdę ciągła zmiana, a jedyne co pewne, to to, że nic nie jest pewne?

Odpowiedź, na każde z tych pytań jest jedna : bo poszukujemy bezpieczeństwa. Nie warto się rozpisywać teraz, dlaczego aby się autowaloryzować i czuć bezpiecznie potrzebujemy innych niezmiennych w naszym życiu, ale tak po prostu jest. I tu źródło cierpienia, relacje partnerskie się nie układają – ludzie zamiast się w zgodzie rozstać się, walczą o z góry przegraną sprawę, gdzie albo i tak w końcu ktoś zostawi kogoś, albo będą dla siebie źródłem nieszczęścia do końca życia. Można? Oczywiście, że można. Postawa rodziców pt. „dzięki mnie jesteś na świecie, ja Cie wychowałem, dałem jeść, więc Ty musisz się mnie słuchać, musisz mnie niezależnie od wszystkiego szanować, bo jestem Twoim rodzicem, a to oznacza, że musisz wykonać mniej lub bardziej z góry określony plan życiowy, który dla Ciebie zaplanowano. I masz być i trwać przy takich rodziach jakich masz. A ja do śmierci, mojej lub Twojej, będę mieć prawo do wpływania na Twoje życie” W mniejszym lub większym stopniu duża część rodziców właśnie tak myśli. Albo na to wskazuje ich zachowanie.

 Inny przykład to poprostu znajomości przyjacielsko koleżeńskie. Mój osobisty przyjaciel opowiedział mi niedawno o swojej teorii, którą nazwał „Kontraktem”. Czyli sprawa jest prosta, utrzymujemy znajomości tak długo, jak nam się to opłaca, po czym to kontrakt wygasa a znajomość się kończy. Nie ma co się oburzać, to najparwdziwsza prawda, i wcale nie musi być obraźliwa. Bo rzeczywiście, tak jest. Przykładem przyjaźnie szkolne, studenckieczy znajomości z pracy. Niby fajnie, że jesteś, chodźmy na piwo. Ale jak to co nas łączy się skończy, to rozejdziemy się swoimi drogami i nawet się nie obejrzymy. Motywacja do tych znajomości bywa różna, czasem zwyczajnie chcemu przetrwać, a w grupie łatwiej, czasem rzeczywiście się lubimy, ale i te znajomości często się kończą. I jestem zdania, że powinny. Bo jeśli tak wychodzi, że się kończą, to znaczy, że tak naturalnie wyszło. 

Generalizując na wszystkiego rodzaju bliższe i mniej relacje : niech nam przestanie w końcu (uzależniająco) zależeć. Można przecież życzyć komuś dobrze, może nam zależeć na tym by było mu dobrze, by był szczęśliwy, by mu się układało, wiodło jak najlepiej i... uwaga.. nie być obecnym stale w jego życiu. Tak, można. Można uznać, że na chwilę obecną symbioza naszych żyć jest niemożliwa w sposób zdrowy i sobie egzystować zdala, nadal z pozytywnym nastawieniem. Nadal możemy być gotowi tej osobie pomagać, wspierać, jeśli zajdzie taka potrzeba. I przy tym wszystkim na prawdę można uszanować swoją i czyjąś wolność do bycia sobą.  Czasem bycie sobą oznacza bycie daleko od kogoś. I tak powinno być. 

Spójrz w lustro, zaakceptuj siebie, zaakceptuj innych, uwolnij siebie, uwolnij innych.

poniedziałek, 16 marca 2015

Ludzie - chodzące schematy

Chodzimy po planecie Ziemi z wrodzonym przekonaniem o swojej unikalności. Wydaje się nam, że jesteśmy inni od innych, że nasze emocje, uczucia, charakter i intelekt to niepowtarzalny splot. I w pewnym sensie mamy rację. Ale tylko w pewnym. 
Nauka jaką jest psychologia doczekała się już sporego dorobku odkryć i może wytłumaczyć nam bardzo wiele. I na szczęście coraz częściej sięgamy po profesjonalną (bardziej lub mniej) literaturę, dzięki której rozjaśnia nam się myślenie o sobie. Czasem potrzebujemy takiego wielkiego wewnętrznego AHA żeby poukładać sobie siebie. Ale nie tylko psychologia, bo przecież także szeroko pojęta filozofia, matka wszystkich nauk stara się systematyzować prawidłowości ludzkiej egzystencji. Stąd teorii ludzkich osobowości nie brakuje.

Mamy zatem wiele fantastycznych pozycji książkowych, które prezentują różnego rodzaju typologie osobowości ukierunkowane zazwyczaj na konkretną ich sferę. Przykładem rozważań w obszarze zwiąków partnerskich może być pozycja autorstwa dr Helen  Fisher:  Dlaczego on? Dlaczego ona? Autorka wyróżnia tu cztery konstelacje osobowości w kontekście relacji damsko-męskich. Innym przykłatem typologii  w tej samej tematyce może być praca autorstwa Everett Shostrom’a i  James Kavanaugh’a : Between man and woman; the dynamics of intersexual relationships gdzie znajdziemy nie tylko opis schematycznie tworzonych relacji, ale też dowiemy się skąd wynikają. Powszechnie znane są też teorie temperamentów, jako wypadkowe trzech aspektów osobowości, tj. emocjonalności, aktywności i towarzyskości. I tutaj najbardziej znane są te skonstruowane przez Pawłowa oraz Hipokratesa-Galena. 

Teorie osobowości próbują wyjaśniać także funkcjonowanie człowieka na płaszczyźnie różnic biologicznych.  Potocznie mówimy np. o „skowronkach” i „sowach” które to typy mają wyjaśnić skłonność ludzi do wstawania z łóżka bardziej rano lub bardziej później. Okazuje się jednak, że mamy też typ pośredni. Zgłębić tę tematykę możemy czytając publikację  Twój zegar biologiczny. Jak z nim żyć w zgodzie? (atorzy : J. Waterhouse, D.Minors, M.Waterhouse). 

 Ludzie różniąc się pod względem układu nerwowego odmiennie funkcjonują także  w relacji z otoczeniem. Mówi się więc o introwertykach i ekstrawertykach. Są to określenia wprowadzone przez C. G. Junga, jednak modyfikowane przez licznych autorów. Definicje są rozbieżne, ale powszechnie wiadomo, że introwertyk to osoba przeżywająca życie bardziej w swojej głowie, a ekstrawertyk poprzez aktywną relację ze światem. Ciekawostką jest też to, że istnieją osoby charakteryzujące się zrównoważeniem pomiędzy ekstrawersją i introwersją – tę cechę nazwano ambiwersją.

Typologie osobowości funkcjonują więc bardziej lub mniej naukowo i każdy z nas ma jakąś wiedzę na ten temat. Ja swoją wiedzę konsekwentnie poszerzam od dłuższego już czasu. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę z tego, że najlepszy system wyjaśniający powinien być zarazem ogólny jak i szczegółowy. Ogólny – by wyjaśniać osobowość człowieka na każdej płaszczyźnie życia i szczegółowy – by robić to w sposób w miarę dokładny. 

I tak oto pojawia się Enneagram. System dziewięciu typów osobowości wprowadzony w 1970 roku przez badacza Oscara Ichazo, który poszerzony jest o typy dodatkowe, czyli tzw. ‘skrzydła’. Enneagram nawiązuje do wielu sfer naszego życia  opisując stosunek do pracy, miłości, wiedzy, władzy, stresu, czasu. Określa jakie charakteryzują nas mechanizmy obronne oraz jak przeszkadzają one nam w dobrym funkcjonowaniu w życiu. Założenie jest proste : należy poznać co ogranicza nas w rozwoju i owe bariery pokonać. Na tym polegać ma praca z enneagramem.  
 

Systemowi zarzuca się brak solidnych podstaw naukowych, aczkolwiek z moich obserwacji jest zadziwiająco trafny. Zauważalnie nawiązuje do naukowo ugruntowanych teorii osobowości i wiąże je ze sobą. Także Helen Palmer prowadząc szerokie badania udowodniła zgodność Enneagramu z zachodnią psychologią. Swój własny typ można poznać robiąc niedługi test w sieci. Myślę, ze na prawdę warto zrobić ten krok ku samoświadomości – polecam!

niedziela, 15 lutego 2015

Kochać trzeba umieć

Tak jak wiara jes łaską od Boga, nie każdy potrafi ją przeżywać i rozumieć, tak i kochać drugą osobę też jest swego rodzaju łaską. Swoistą umiejętnością. Nie musimy jednak używac tak wzniosłych określeń by opisać to zjawisko. Chodzi o to, że nie każdy jest osobą zdolną wyrzec się swego egocentryzmu, czasem już egoizmu na rzecz drugiego człowieka by pokochać go pełnią siebie. Nie każdy potrafi oddać się temu, pragnąc czyjegoś szczęścia. Nie każdy potrafi patrzeć na kogoś z miłością, z oddaniem. I pomimo, że takiej osobie może nawet zależeć na kimś innym, może nawet bardzo zależeć, to nadal nie jest to postawa kochająca. Niektórzy poprostu nie potrafią kochać nikogo innego poza sobą. A to i tak pół biedy, bo są tacy, którzy nawet siebie nie kochają.

A zatem posiadamy pewne skłonności, swoiste własności osobowe. Do czegoś jesteśmy zdolni, do czegoś nie. Jedna osoba mówiąc, że kocha zdradzi i porzuci, nie przyniesie szklanki wody, nie poświęci się dla kogoś z własnej nieprzymuszonej woli, nie zrobi tego bo nie ma owej miłości w naturze. Bo jej układ emocjonalno behawioralny jest wadliwy. Druga zaś, będzie zatroskana o dobro osoby kochanej i będzie wyrażać to przy każdej możłiwej okazji. 

Kochanie więc, nie jest czymś uniwersalnym. Umiejętność kochania jest kształtowana na poziomie wczesnodziecięcym tak samo jak inne umiejętności i cechy dziecka. Jeśli ktoś wzrastał w skrajnie egocentrycznym świecie, może nigdy nie otworzyć się na drugiego człowieka. Tak samo jest też z przyjaźnią. Jak to mawiała moja znajoma, można „urodzić się” przyjaciółką, ale nie trzeba.
Jeden bardziej potrzebuje drugiego człowieka, bo ma potrzebę kochać i wyrażać to, inny doskonale radzi sobie w indywidualistycznym świecie samego siebie. I pomijając już fakt, że człowiek w istocie jest stworzony by żyć w społeczeństwie, rozmnażać się i tworzyć kręgi, to ten instynkt nie jest nawet po części związany z miłością. 

Miłość to oczywiście równie wzniosłe słowo, jak łaska. Dlatego muszę tu sprostować, że wcale nie chodzi mi o tę wyższą, złożoną formę miłości. Chodzi tu jedynie o sposób bycia i czucia. O sposób bycia kochanym, bądź nie. Czułość, troska, zrozumienie, zakochanie, przyjaźń – to wszystko to własności  które posiadamy, lub nie. To umiejętności, formy którymi możemy, bądź nie możemy obdarzyć kogoś kto jest blisko.

Cały ten wywód zmierza do tego, by podkreślić, iż nie każdy sprawdzi się w roli przyjaciela czy partnera życiowego. Bo nie każdy to potrafi. Bo nie został nauczony. Nie wykształcił. Nie zostało mu dane. 

Dobrze jest o tym wiedzieć.

sobota, 3 stycznia 2015

Niedotknięci


Ludzie czasem zadają mi pytania, ja czasem odpowiadam prostolinijnie. W zasadzie zawsze tak odpowiadam. Często są to pytania dość osobiste, więc równie często odpowiedzi bywają niezbyt wesołe. I czasem zapada milczenie. Głucha cisza (bądź brak falujących kropek na fb). I nagła zmiana tematu. Totalnie znikąd, bez sensu, nielogicznie. Odczuwam wtedy dyskomfort. Czuję się dziwnie, bo przecież przed chwilą powiedziałam Ci coś WAŻNEGO. To znaczy, że chcę nawiązać normalną, naturalną szczerą konwersację. A Ty.. ?

Generalnie często spotykam się z nieumiejętnością rozmawiania na tematy trudniejsze niż te najbardziej trywialne, ogólne, gdzie odpowiedź zawsze mamy przygotowaną gdzieś z tyłu głowy.Wtedy wydaje mi się, że gdzieś w życiu tych ludzi, co to ten problem mają, gdzieś na w sferze wychowania poszło coś nie tak. Czegoś zabrakło.

Wiadomo, że ludzie wychowani we względnie normalnych warunkach rodzinnych nie mieli styczności z problemami różnego rodzaju, by w praktyce nauczyć się sobie z nimi radzić, co za tym idzie rozmawiać o nich. I czasem słyszę dialogi typu :

- Jadę z rodzicami na wakacje na Teneryfę.
- Noo świetnie.
- A Ty?
- Nie wiem. Moi są po rozwodzie i nadal nie mogą się dogadać kto i gdzie mnie zabiera i jak to w ogóle będzie.
- Aaa... (kilka sekund ciszy). A ten sprawdzian to mamy w końcu jutro czy za tydzień?

Jakby nie można było normalnie powiedzieć „Uu tonie ciekawie brachu!” No cokolwiek, cokolwiek co oznaczałoby, ze przyjąłeś i ogarniasz. To taka wersja szkolna. Ale osobiście słyszałam też wersję bardziej poważną, bardziej przykrą i bardziej żałosną, bo dotyczyła śmierci członka rodziny. Fryzjer rodzinny zapytał nieopacznie o osobę, która odeszła. Gdy dotarła do niego ta informacja najpierw zrobił się blady, potem czerwony, potem szybko przeprosił i zaczął rechotać nerwowo poruszając jakiś inny banalny temat pogodowy.

No straszne to jest po prostu. Obnaża nasze człowieczeństwo, świat, w którym nie ma miejsca na niepowodzenie, realia, w których ukrywa się sprawy niewygodne, a w konsekwencji staja się one paralizatorem ludzkiego zachowania.

I najgorsze jest to, że dochodzi do tego, że także te mniejsze niepowodzenia, o których chcemy komuś normalnie powiedzieć są odrzucane. Bo nikt nie chce tego słuchać, albo czuje się z tym niewygodnie. Gdzie więc jest miejsce na te niewygodne tematy? Na normalne człowieczeństwo. Przecież każdego dnia ogromna liczna osób się rozstaje, umiera, kłóci, przegrywa wielką kasę, odchodzi o zostawia swoje dzieci.. Dlaczego co raz mniej jest w nas umiejętności rozmawiania? Przyjmowania tego co złe? Szacunku do osoby, która powierza nam swoje problemy?

Świat udaje. Udaje co raz bardziej. Media coraz intensywniej kreują świat, który nie istnieje i oto mamy pustynię empatii, współczucia, a przede wszystkim CHĘCI zrozumienia. Konsumpcja. Bierzemy to co dobre, odsuwamy się od tych, u których dzieje się źle.

A popyt na psychospecjalistów rośnie, bo ostatecznie tylko na kozetce, możemy przyznać się, że coś poszło nie tak.


piątek, 12 grudnia 2014

Toksyna poszukiwana



Zostawiła kolejnego faceta. Najpierw płakała. Potem tęskniła. Ale wiedziała, że nie ma powrotu. Bo powrót to toksyna. I zadała sobie pytanie : czy toksyny da się uniknąć? 

Powtarzamy schematy. Przerysowujemy relacje. Rysujemy krąg z tego co nam przekazali. Oni – rodzice. Jedni z nas sobie zdają z tego sprawę, inni – nigdy. Bez względu na to, czy skutek jest pozytywny czy nie, czy dany model był dobry, czy wadliwy, czy poprostu do niczego – kopiujemy. Dlaczego? Między innymi dlatego, że chcemy ZROZUMIENIA. Oczywiście tych powodów jest wiecej, jednak potrzeba bycia zrozumianym wydaje się być najbardziej niewinnym z nich.

Powtarzamy schematy, bo nie wyobrażamy sobie bliskiej relacji z kimś, kto nas nie zrozumie. A nikt nie może zrozumieć, jeśli nie doświadczył czegoś, co jest choć podobne do tego co ma zrozumieć. Dlatego ludzi, tak często łączy cierpienie. Zjednoczenie w bólu. 

Bo jak ktoś nie rozumie, to nie potraktuje poważnie. Nie będzie wiedział, jak straszne to było, jak nam z tym źle. Nie będzie umiał w tym funkcjonować. A przede wszystkim nawet odpowiedzieć. Problem polega na tym, że jeśli rozumie, czyli przeżył to, czyli teoretycznie sie nadaje to ostatecznie okazuje się, że właśnie dlatego się nie nadaje. Bo przejął te same reakcje, zachowania i tendencje wraz z doświadczeniami. 

I tak dzieci alkoholików, tworzą rodziny z problemem alkoholowym, dorośli wychowani w bezemocjonalnych relacjach rodzinnych powielają kwestię z innymi niedostępnymi emocjonalnie. Patologia mnoży patologię. A więc jak wyrwać się z kręgu? Czy da się odmówić sobie zrozumienia? Czy możńa stworzyć coś bliskiego z kimś kto jest zupełnie inny? Kimś, kto nie doświadczył tego co my i będzie patrzył na nas z tym znakiem zapytania w oczach?

Każdy z nas chyba wie, jak pasjonujące jest zrozumienie, Zrozumienie przesłania i wartosci muzyki jakiej słuchasz, literatury jaką kochasz, miejsc, które Cię zachwyciły, idei, którymi się kierujesz, filozofii, którą wyznajesz.. To zrozumienie widziane w oczach drugiej osoby jest bezcenne. Przyciąga, skleja i łączy. Niestety, bywa też, że gubi.. bo emocje też, a może przede wszystkim muszą być zrozumiane. I tak działa też przyjaźń, nie tylko relacja partnerska. Tylko, że ta druga okazuje się być znacznie bardziej problematyczna. 

Czy da się.. ?

Na pewno warto próbować. Uświadomienie sobie tego wewnętrznego systemu, to już szansa na zmianę.